Dzień 15 stycznia 2019 to bardzo trudna chwila dla wielu inwestorów z całego świata. Giełda Cryptopia została shackowana i poniosła nieoszacowane straty, które mogą sięgać kilku lub nawet kilkunastu milionów dolarów. Jest ona od tego momentu wyłączona dla użytkowników, co powoduje bardzo wysoki poziom rozżalenia osób, które mają zamrożone na niej swoje środki.
Po miesiącu od tych wydarzeń policja Nowej Zelandii wydaje oświadczenie, że giełda może zacząć działać na nowo, oferując klientom swoje usługi. Strona niestety wciąż nie działa, co budzi ogromne kontrowersje i jeszcze większe rozgoryczenie. Jak obecnie wygląda sytuacja i co jest powodem takiego stanu rzeczy?
Policja mówi tak, zarząd giełdy jeszcze nie chce
Greg Murton, czyli inspektor zajmujący się sprawą, poinformował, że wszystkie czynności zabezpieczające materiał dowodowy zostały zakończone. Zarząd Cryptopii posiada obecnie pełen dostęp do swoich narzędzi, baz danych i lokali. Inspektor jednak nie udzielił dokładnych informacji na temat strat, które ponieśli klienci giełdy i czy zostaną postawione zarzuty zarządowi lub zespołowi platformy.
Odwiedzając stronę Cryptopia.co.nz, w dalszym ciągu otrzymujemy jedynie kilka zdań na temat wyłączenia strony z powodu ataku hakerskiego i prac konserwacyjno-zabezpieczających. Media społecznościowe także milczą, a właściciele i założyciele nie odpowiadają na pytania oraz wiadomości. Co to może oznaczać i jak potoczą się dalsze losy, skoro według policji Cryptopia może ruszyć w dogodnym dla siebie momencie? Pozostają jedynie spekulacje.
Analizy specjalistów
Ofiarą padło dziesiątki tysięcy portfeli Ethereum. Atak trwał od 15 stycznia przez około 2 tygodnie! Chociaż można znaleźć informacje na temat utraty 16 milionów dolarów, to według najnowszego raportu The New Zealand Herald, niektórzy specjaliści wyceniają straty na 23 miliony dolarów.
Jak długo administracja Cryptopii każe jeszcze czekać? Jedno jest pewne, zarówno giełda, jak i sam zarząd szybko nie pozbierają się po tak dużym skandalu.